POLISH
Philosophy of a Miracle
2001
Dreams
The
7th Element
Opera #2
Prelude
Karlsson
Opera #1
Birthday
of my Death
Soul
Body
Old
Grammophone
Circus
Dreams (Mechty)
nna rzeczywistość.
Ujrzeć ją
chce wielu…
Inna świadomość,
inny wymiar
I odczucie
czasu, farb,
kolorów i dźwięków.
Czy istnieje właściwie
ten inny świat?
Świat iluzji,
świat fantazji,snów,
świat MARZEŃ...
Gdzieś obok ty.
Może to tylko marzenia?
Gdzieś obok...
Zajadliwie.
Przywdzieję oczy
Żeby dostrzec
Kolor twojej duszy...
Może to tylko marzenia?
Tak, to marzenia...
Tak, to marzenia...
Marzenia... marzenia...
Marzenia... marzenia...
Jestem piękny,
jak baobab...
Lub krab w akwalungu.
Ja w paroksyzmie
piękna...
Może to tylko marzenia?
Tak, to marzenia...
Tak, to marzenia...
To te twoje oczy!
W jednym trucizna,
w drugim - łza!
Przyniosłem ci kwiaty...
Może to tylko marzenia?
Tak, to marzenia...
Tak, to marzenia...
Marzenia... marzenia...
Marzenia... marzenia..
The Seventh Element (Sed'moy Element)
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Ze świata marzeń.
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Z kryształowych łez.
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
Dla miłości.
Przyszedłem dać wam tą piosenkę
OPERA
# 2
Dom mój
jest zbudowany,
ale jestem w nim sam.
Drzwi trzasnęły
za plecami…
Jesienny wiatr
stuka w okno -
Znów płacze
nade mną.
Nocą burza,
a rankiem mgła,
Słońce całkiem ostygło.
Dawne bóle
idą jeden za drugim,
Niech idą razem!
Dom mój
jest zbudowany,
ale jestem w nim sam.
Drzwi trzasnęły
za plecami…
Jesienny wiatr
stuka w okno -
Znów płacze
nade mną.
To - przeznaczenie,
a przeznaczenia
nie mogę
O nic prosić…
Wiem tylko,
jak po mnie
Wiatry będą zawodzić.
Prelude (Prelyudiya)
Spełnienie życzeń,
W szczelinach
wysokich budynków
Światło
neonowych napisów
I moich wspomnień.
Spełnienie życzeń,
W szczelinach
wysokich budynków
Gdzie zawsze
pada śnieg,
Jestem przeznaczenia
swego sługą.
Karlsson
W mieście Sztokholmie
Na wysokim dachu
W małej klitce,
Gdzie chroboczą myszy,
Gdzie harcują koty
I hula wiatr
Żył najnieszczęśliwszy
Człowiek na świecie.
Karlson nie umiał
latać,
Lecz zapragnął czyimś
Przyjacielem zostać.
Przy duszy
nie miał grosza,
Ale jak tylko mógł
zabawiał Malca.
Po sznurku
spuszczał się w dół,
Żeby dostać się
do Niego na gzyms.
Swoim życiem
ryzykował,
Aby Malec myślał,
Że on umie latać.
Tak to było
W rzeczywistości,
Tylko prawdy
słuchać
ludzie nie chcieli.
Nic nikomu
do cudzego nieszczęścia,
I tak rosną nieszczęśliwych
Karlsonów rzędy!
Opera #
1
Nam zawsze
czegoś
brakuje...
Nam zawsze
czegoś
brakuje...
Smutek za serce
nas chwyta,
I na jesiennym wietrze
targa nami.
Cudza radość
nas napełnia,
Podniecają nas
cudze uczty...
Jakoby słońca
na leśnej polanie
Głowy zbliżamy
nad stołami.
Obejmę cię
jak rozstanie,
Podchmielony,
wezmę cię na ręce...
Ciebie szaloną,
jakoby wymysł
Nie oddam wrogowi,
ani przyjacielowi...
Tak ze mną
nieczęsto się dzieje,
Podaruję ci
odrobinę szczęścia.
Będziesz niczym
światło w oknach
się kołysać,
Motylki ku światłu
twemu będą mknąć…
The Birthday Of My Death (Den' rozhdeniya moyei smerti)
Dziś
o świcie
Straciłem cień nadziei.
Sam siebie
wplątałem w sieci,
i nie chcę mi się z nich wyplątywać...
Jakoby jakieś
diabelstwo,
Zapomniałem
o porządku dni...
Przecież dzisiaj
jest dzień narodzin
Lub też mojej śmierci.
Jestem sam
na tym świecie,
Przede mną
jedynie pustka...
Pod nogami
czy to dach,
Czy też cienka linia.
Jestem prawie
równy bogu,
Jestem ważniejszy
od króla...
Na krawędzi
postawię nogę,
I powiem:
"Witaj, Ziemio!"
I wtedy
za jednym zamachem
Wszystkie problemy
usunę.
I swoimi
wiecznymi prochami
W końcu zgrzeszę...
Wiem,
wcześniej czy później,
Wierzcie mi
lub nie wierzcie,
Wszystko jedno
ON i tak przyjdzie –
DZIEŃ NARODZIN
NASZEJ ŚMIERCI …
Soul (Dusha)
Czy widzisz,
jak uśmiecha się
Dusza?
Nogi same
przyśpieszają kroku...
Jakby naprawdę
skrzydła
były na plecach,
A nikt
mnie nie goni.
Spójrz,
zniknęła mokra Dusza...
A nad nią nie ma
ani kija, ani noża.
Marmur ciała stopił się
w miękki wosk,
Do diabła poleciał
komputer-mózg...
Gdzieżby
się znajdujesz,
Duszo?!
Kłuje z prawej strony,
pochyliłem się
nie oddychając...
Coś nagle
zamilkło,
Buchnęło płomieniem,
zgasło,
znów się zapaliło!
Głos
z dalekiej wyżyny!!!
I ponownie ból,
gdzie skrzydła
być powinny...
Obmyte ulewami
oblicza gwiazd...
I prawie schwyciłem
komety ogon...
Body (Telo)
Moje ciało
delikatnie topnieje,
promienieje światłem,
słabnie…
Moje ciało
niczym wiatr
sny sprowadza,
słabnie...
Moje ciało
niczym kropla
z nieba upadło
i wszystko połamało…
Moje ciało
Spływa po szybie,
Uczy się miłości,
słabnie...
And the beat goes on...
Stań się moim ciałem!
Tak, w wolnych
chwilach...
Stań się moim ciałem...
ciałem... ciałem... ciałem...
Stań się!
Stań się moim ciałem!
Tak, w wolnych
chwilach...
Stań się moim ciałem...
ciałem... ciałem... ciałem...
Stań się!
Old Gramophone
(Stariy grammofon)
Nie mogę
powiedzieć ani słowa...
Znów się smucę,
znów...
Listów mi
nikt nie nosi,
Zegar wybił
jesień.
Nie mogę
powiedzieć ani słowa...
Znów się smucę,
znów...
Niech zmartwienie
bezbarwnym tłem
Rozpływa się
w dźwiękach
gramofonu.
Circus (Tsirk)
Wszyscy się śmieją,
I balony
nadmuchują
wesołe karzełki.
I fajerwerkiem
petardy eksplodują
Cyrk przyjechał,
i wszyscy
się uśmiechają.
W tym cyrku
wszyscy jesteśmy
widzami,
Wszyscy zwierzętami
i pogromcami.
I znamy tutaj
wszystko aż do bólu
W tym cyrku
jesteśmy jakby w domu.
Tu wszystko jest proste
i bardzo zagadkowe
I śmiechem
klaun się zanosi
Z powodu
upadku gimnastyka,
A przecież onchciał
zrobić salto
dla nas.
Wszyscy
zebraliśmy się
tu nieprzypadkowo
I teraz żadna
to tajemnica,
Że w tym oto cyrku
wszyscy jesteśmy
klaunami,
A gimnastyk
ma połamane nogi.
W tym cyrku
wszyscy dorastaliśmy
I jedną tylko
myśl wynieśliśmy:
Każdy zastanawia się
nad jednym:
"Jak w tym cyrku
nie stać się słoniem".
Ale za to wszyscy
chcą zostać
czarodziejami.
I krzyczą
i machają flagami,
A przecież oni
są zwyczajnymi widzami
- Stacji
nadzorcami.
Akrobaci
i połykacze sztyletów,
Ekwilibryści
i zaklinacze węży,
Linoskoczkowie
i siłacze,
Liliputy
i sztukmistrzowie.
W tym cyrku
wszystko jest względne
I my śmiejemy się
nieznacznie.
Dlatego, że wszyscy
martwią się o to,
by nie zostać
samemu na uboczu.